Świadectwa

Poniżej publikujemy świadectwa osób, które doświadczyły otrzymanej od Boga łaski. Jeśli i Ty doświadczyłeś jakiejś szczególnej łaski od Pana Boga podczas Mszy św. z modlitwami o uzdrowienie i uwolnienie, to złóż świadectwo na chwałę Pana. Pamiętaj: Jezus zawsze dokonywał znaków i cudów, na chwałę Boga. Więc skuteczność i trwałość działania Boga może zależeć od tego, na ile głosisz chwałę Boga. Skorzystaj z pola komentarza na dole strony, albo z formularza w zakładce „Kontakt”.

Świadectwa mają dotyczyć tylko uzdrowień i uwolnień otrzymanych w związku z Mszami św. i modlitwami w parafii św. Jakuba. Wyjątkiem mogą być świadectwa dotyczące wcześniej prowadzonych takich Mszy św. i modlitw w parafii św. Rodziny w Warszawie-Ursusie.

19 komentarzy do “Świadectwa

  1. darja

    Szukałam Pana Jezusa a On przyszedł do mnie.
    Nie znałam Boga choć byłam katoliczką, ochrzczona i bierzmowaną ale nie jestem pewna czy byłam wierząca. Chodziłam do Kościoła, bo tego oczekiwali moi Rodzice. Po wyjściu za mąż oddaliłam się od Kościoła na długi czas. Przez wiele lat nie byłam u spowiedzi i zdarzyło mi się w tym czasie przyjąć świętokradzką komunię. Byłam złym człowiekiem, próżną egoistką zapatrzoną w siebie, złośliwą, zawistną i zarozumiałą. Byłam tak ślepa, że nie widziałam cierpienia kogoś bliskiego, kto potrzebował pomocy i wtedy wydarzyła się tragedia. Ktoś bliski odszedł a moje życie przewróciło się do góry nogami. Przebudziłam się i zdałam sobie sprawę jak próżne i małostkowe było moje dotychczasowe życie. Płakałam dniami i nocami. Byłam pogrążona w smutku i rozpaczy przez dwa lata. Tęskniłam tak bardzo, że zaczęłam szukać jakiegokolwiek punktu zaczepienia, by móc porozumieć się z bliskim zmarłym i wtedy zaczęłam z nim rozmawiać, tak mi się wówczas wydawało, choć w rzeczywistości to nie było prawdą. Zły duch jest kłamliwy i podstępny, podszywa się pod innych. Wykorzystuje nasze słabości, smutek, żal, rozpacz, to dla niego dobra okazja aby uderzyć, zwłaszcza wtedy, gdy ktoś jest daleko od Boga. I uderzył z całą mocą. Wtargnął w moje życie i uczynił je koszmarem. Cierpienie fizyczne nie dorównuje cierpieniu duszy. Nieświadomie otwarta furtka sprawiła, że przeniknął do mojego wnętrza i nie chciał odejść, nękał przez wiele miesięcy skręcając wnętrzności, kalecząc skórę i prześladując przeróżnymi głosami, podszywał się pod osoby, które znam. Przeszłam wszystkie możliwe badania, nie byłam chora, byłam poprostu zniewolona. I wtedy stanął na mojej drodze Pan Jezus. To On mnie ocalił, wskazał mi drogę. Przeszłam egzorcyzmy i odzyskałam wewnętrzny spokój. Myślałam, że tak już zostanie ale się myliłam. Zły duch czuwał, czekał na właściwy moment, aby powrócić. Kiedy raz kogoś omami, nie chce ustąpić, czeka aby odzyskać to, co utracił. Przez pół roku nie korzystałam z sakramentu pojednania i znowu zaatakował. Znów zaczął nękać, straszyć i mieszać w głowie. To miało miejsce latem tego roku. I wtedy usłyszałam dobrą nowinę, że w mojej parafii jest nowy kapłan, który jest egzorsystą i będzie raz w miesiącu odprawiał mszę z modlitwami o uwolnienie. W sobotę 27 września 2014r. przyszłam na mszę o 19.00 odprawianą przez księdza Jacka w parafii św. Jakuba i zostałam na modlitwy po mszy. W ich trakcie odeszło odrętwienie i napięcie, które towarzyszyły mi od kilku tygodni i sprawiały wrażenie jakby ktoś ciągnął mnie za lewe ramię w inną stronę niż chciałabym pójść. Znowu poczułam się wolna i szczęśliwa. Głosy umilkły. Napełnił mnie wewnętrzny spokój, ciepło i radość. Chwała Tobie Panie!
    Na chwałę Tobie napisałam ten wiersz.
    Zaczaruj mnie mocno i rozpal miłością,
    Niech zapłonie ogień, co dawno już zgasł.
    Niech blask Twój rozświetli spowite ciemnością
    Żałobne zasłony, co się zły tam wkradł.
    Nieproszony gościu – opuść moje progi,
    To nie tobie hymny na Niebiosach brzmią.
    W moim sercu nigdy już nie ujrzysz trwogi,
    Wróć do swej odchłani, tam, gdzie jest twój dom.
    Nie nakarmisz kłamstwem, nie omamisz pychą,
    Czasy twej świetności przeminęły już.
    Prawda jest zwycięstwem i nadzieją cichą,
    Błędy dumy i lęku pokrywa dziś kurz.
    darja

    Odpowiedz
  2. Kasia

    Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
    Mam 21 lat i powoli, z ogromną radością zbliżam się do Boga. Miesiąc temu trafiłam na Mszę Św. z modlitwą o uwolnienie i uzdrowienie w parafii św. Jakuba Apostoła. Znalazłam się tam trochę przez przypadek, ponieważ nie jestem z tej parafii, nawet mieszkam w innej dzielnicy. Informację na temat tej Mszy znalazłam na jednej ze stron internetowych informujących o modlitwach o uzdrowienie. Kiedy zobaczyłam informację o tej Mszy, poczułam ogromną, wewnętrzną radość i takie przeczucie, że mam tam być. Kiedy więc przyszedł dzień Mszy, pojechałam do kościoła na ul. Grójeckiej. Dzień wcześniej uczestniczyłam w Mszy Św. i modlitwie wstawienniczej w parafii Miętne. Ma to znaczenie, dlatego że okazało się, że większość pieśni, które były śpiewane w Waszym kościele, poznałam dnia poprzedniego w Miętnem. Dla mnie miało to ogromne znaczenie, ponieważ śpiew jest dla mnie sposobem na wychwalanie Boga, jest takim sposobem odpowiednim dla mnie, który porywa duszę.
    Do tej pory jeszcze nigdy nie miałam wrażenia, że jakieś słowa poznania dotyczą mnie. A teraz, kiedy usłyszałam, że Pan przychodzi do osoby, która czuje, że ma złamane serce i że On ją dobrze rozumie i chce na tym zbudować wielkie rzeczy, poczułam, że to do mnie. Od tej pory te słowa zawsze mi towarzyszą, kiedy przychodzą cięższe chwile. Bo co z tego, że czasem boli, skoro On chce coś na tym zbudować? Skoro mój Pan mnie rozumie?
    Na tej Mszy poruszyło mnie jeszcze jedno słowo poznania. „Jest tutaj młoda niewiasta, która ma problem z kontaktem ze swoją mamą. Czuje, że zamiast mieć w niej przyjaciółkę, odnajduje w niej wroga. Pan mówi, że On chce się tym zająć, tylko chce, żebyś ty najpierw przyszła do Niego i porozmawiała o tym”. No tak, to było do mnie bez wątpienia. Ja nawet już prawie o tej sytuacji z mamą zapomniałam, przyzwyczaiłam się, ale Jezus mi przypomniał. Więc zwróciłam się z tym do Niego, tak, jak chciał. Zaczęłam od zaraz i czułam jak przychodzi spokój, radość, miłość. Przychodziły spostrzeżenia: Przecież ja ją kocham. Nawet jeśli popełniła jakieś błędy, przebacz. Przebacz. Przebacz. Przebaczyłam. Dostałam tą łaskę od Pana. I rzeczywiście nasze kontakty znacznie się poprawiły. W rozmowach jest radość i pierwsze kroki w zaufaniu, nie ma już takiego strachu, jaki był wcześniej. Była też pierwsza, spokojna rozmowa o wierze. Była akceptacja, albo przynajmniej próba akceptacji, że moja wiara wygląda tak, a nie inaczej. To było dla mnie bardzo ważne, bo do tej pory to był temat tabu. Dostrzegłam wiele rzeczy, które ja robiłam źle i dostrzegłam też wiele zranień, które ona ma w sobie. Dostrzegłam jej miłość do mnie. I moją do niej.
    Kilka dni później, gdy myślałam jeszcze o tych słowach poznania, dotarł do mnie jeszcze jeden ważny fakt: Bóg chce, żebym z Nim rozmawiała. Żebym przychodziła do Niego ze swoimi problemami, żebym wylewała przed Nim swoje serce. Nie tylko dziękowała, nie tylko prosiła, nie tylko uwielbiała, ale żebym w szczerości stanęła przed Nim i zwyczajnie opowiedziała, co mnie trapi, co mnie boli. Jak przyjacielowi. I zrozumiałam jeszcze, że On za mną tęskni. On mnie stworzył. Jest moim Tatą – na zawsze. I On chce wziąć mnie w Swoje ramiona, uspokoić, uwolnić, pokazać miłość. On mnie kocha.
    Wystarczy spróbować Mu zaufać, a On przyjdzie. Bo kocha każdego z nas i tylko czeka, aby Jego dzieci wróciły do Niego i skryły się pod Jego skrzydłami. Przyjmujmy łaski, które nam daje!

    Chwała Panu!

    Odpowiedz
  3. Marta

    Szczęść Boże!
    Na Msze Święte do parafii św. Jakuba przychodzę od dłuższego czasu z mniejszą lub większą częstotliwością. Są one dla mnie ważne i po każdej z nich czuję się umocniona w wierze, napełniona Duchem Świętym. Uwielbiam poza tym chwalić Boga śpiewem razem z zespołem Jezus Obdarza Łaską.
    Parokrotnie modliłam się w intencji uzdrowienia moich dolegliwości zdrowotnych. Jednak oczekiwane uzdrowienie nie następowało w cudowny natychmiastowy (i najbardziej dla mnie pożądany) sposób. Dałam jednak Bogu wolną rękę w tej kwestii, zgadzając się na Jego wolę. I faktycznie uzdrowienie następuje, ale Bóg posługuje się do tego celu mądrymi lekarzami. Nawet z pokorą przyjęłam, że jeśli chcę mieć zdrowy kręgosłup (a boli mnie praktycznie każdy jego odcinek), to nic mi tak nie pomoże jak codzienne ćwiczenia.
    Ostatnia Msza Święta przed wakacjami skupiła się tym razem na problemie lęku. Dużą część mojego życia wmawiałam sobie, że już tyle w sobie przełamałam w tej materii, iż już jestem tak odważna, jak mało kto. Na szczęście Bóg potrafi mi mniej lub bardziej łagodnie uświadomić, że się mylę. Moim największym lękiem było/jest wchodzenie w głębsze relacje oraz strach związany z przekonaniem, że jak będę w naglącej ogromnie stresującej potrzebie, nikt nie przyjdzie mi na pomoc. To wynika z moich trudnych doświadczeń z przeszłości. Myślałam, że wszystkim osobom, jakie znam żal będzie czasu, chęci, lub możliwości tego się podjąć. W głębi serca uważałam też, że mój los, uczucia, pragnienia i potrzeby po prostu nikogo nie obchodzą, a jeśli ktoś mówi inaczej, to najzwyczajniej kłamie. Te wszystkie gorzkie przekonania uświadomiłam sobie podczas kursu Jan. Bóg już wtedy bardzo wyraźnie mi mówił, żebym wreszcie przestała sama siebie i Jego oszukiwać. Bym nie szminkowała w myślach i modlitwach rzeczywistości, nie robiła dobrej miny do złej gry. Była autentyczna w relacjach. Ciężko mi to idzie. Te wszystkie trudne dla mnie sprawy złożyłam na ołtarz Pański, czekając czy coś się wydarzy. Na samej mszy, nie poczułam jakoś żadnej wzbierającej we mnie odwagi, tylko zapewnienie Jezusa: „Zaufaj mi, zabiorę Twój lęk”. Myślałam sobie w duchu: „dobra, dobra, to się okaże… ale jeśli to faktycznie takie ważne, ufam Ci”.
    Bóg dopuścił w ostatnim czasie dokładnie taką sytuację, jakiej się najbardziej bałam.. Była na tyle trudna, że byłam poniekąd zmuszona prosić o pomoc (kolejny lęk) oraz by ujawnić swoją słabość. Pomoc przyszła przez pewną osobę z mojej wspólnoty, która potem bezinteresownie ją kontynuowała. Odczytałam to wszystko jako trudny, ale niezwykły prezent od Boga, ponieważ pragnęłam nawiązać nieco bliższą relację z tą osobą. Strach jednak mnie paraliżował. Po tej mszy odważyłam się po prostu szczerze z nią porozmawiać. Może ktoś postronny uznać to całe uzdrowienie za rzecz błahą, ale dla mnie wcale taka nie jest.
    Już zauważam, że Bóg niesamowicie się o mnie troszczy: prowadzi mnie, dzięki przeżywanej we wspólnocie formacji, pogłębia naszą relację przez różne Kursy Szkoły Nowej Ewangelizacji a także daje mi mądrość i zrozumienie samej sobie przez terapię psychologiczną. Dzięki temu wszystkiemu dostrzegam Jego działanie coraz wyraźniej w mojej nie najłatwiejszej codzienności. Bóg pokazuje mi po kolei miejsca, w których jeszcze nie domagam i jak prawdziwy i najlepszy przyjaciel mnie rozumie i pomaga z tym się uporać. Zmiany jakie we mnie dokonuje, nie są spektakularne. Z perspektywy czasu widzę jednak, jak Duch Święty zmienia moje myślenie, uzdrawia zranienia, napełnia swoim pokojem, radością. On po prostu podtrzymuje moje życie. Odkryłam, że Bóg faktycznie bardzo mocno działa przez ludzi, którzy są blisko Niego. Jestem mu za to ooooogromnie wdzięczna. Chwała Panu!

    Odpowiedz
  4. Justyna

    Nosiłam się z zamiarem napisania mojego świadectwa tuż po ostatniej przed wakacjami Mszy świętej w parafii św. Jakuba w Warszawie, ale wolałam poczekać, by zaobserwować trwałe owoce modlitw o uwolnienie.

    Na czerwcowej Mszy św. o uwolnienie panowała atmosfera pokoju i miłości. Homilia trafiła do mojego serca i otworzyła mi oczy na sprawy, które nie były we mnie uporządkowane od dzieciństwa. Zespół pięknie grał i wielbił Pana, co sprawiało, że moje serce jeszcze bardziej otwierało się na doświadczenie Boga.

    Jako osoba zamężna z małym dzieckiem, będąca na swojej 5-letniej drodze nawrócenia, miałam wiele spraw, które chciałam oddać Panu Jezusowi podczas Komunii Świętej i Adoracji. Przeżyłam stratę dziecka nienarodzonego, a po dwóch latach przeszłam trudne chwile zagrożonej ciąży, zaś po porodzie chorobę córeczki, która już na początku swojego życia musiała być odizolowana ode mnie na oddziale patologii noworodka. Dzięki Bogu moje dziecko jest już zdrowe, ale potrzebowało modlitwy o uzdrowienie i uwolnienie ze zranień z okresu prenatalnego i noworodkowego. Podejrzewałam, że brak samodzielnego zasypiania oraz niespokojny, często przerywany sen miał związek z tymi zranieniami. Natomiast ja jako matka przeżywająca bardzo wszystko, co mnie spotkało, prosiłam Pana o łaskę uzdrowienia moich emocji i pewnych relacji, jakie uległy pogorszeniu z powodu trudnych doświadczeń.

    Głęboko wierzę w to, że Jezus przyszedł do nas z wieloma łaskami podczas Mszy św. o uwolnienie. Podczas Komunii Świętej czułam się zanurzona w Miłości Bożej. Było to zupełnie tak, jakbym znalazła się w ramionach kochającego Ojca. Natomiast w czasie Adoracji Najświętszego Sakramentu i modlitw o uwolnienie miałam nieodpartą potrzebę odkrztuszenia czegoś. Nie chciałam kasłać nad niemowlęciem, które trzymałam na rękach, więc bardzo się męczyłam i odkrztuszałam po cichu od czasu do czasu. Zapewne coś chciało ze mnie wyjść – może jakieś lęki zakorzenione we mnie od dzieciństwa… Polały się też łzy i zrozumiałam źródło pewnych moich ograniczeń.

    Oprócz błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem było też błogosławieństwo z nałożeniem rąk i ufałam Panu, że uzdrowił wewnętrznie moją córeczkę. Po powrocie do domu szybko zasnęła i spała długo następnego dnia. Przez dłuższy czas po tej Mszy św. dało się obserwować ogromną różnicę w zachowaniu mojej córeczki. Była spokojniejsza, bardziej pogodna i lepiej spała. Nie trzeba było jej też długo kołysać do snu, gdyż z dnia na dzień stawała się bardziej samodzielna w zasypianiu. Dziękowałam Bogu i wielbiłam Go za te wszystkie łaski.

    Niemniej jednak nadszedł czas próby. Po ostatnim szczepieniu obowiązkowym mojego dziecka wróciły wszystkie problemy ze snem. Potem doszedł katarek, kolki i ząbkowanie, więc przez kilka tygodni córeczka miała niespokojny sen i potrzebowała lulania do snu. 16 sierpnia zwróciłam się z tą sprawą do ks. Jacka Fijałkowskiego i opisałam mu ten problem. Nie wiem, czy się pomodlił w intencji mojego dziecka, ale już cztery dni później córeczka zaczęła samodzielnie lub prawie samodzielnie zasypiać we własnym łóżeczku (wcześniej spała ze mną w łóżku), a jej sen do dziś jest spokojny. Chwała Panu!

    Żałuję, że nie mogliśmy być na wrześniowej Mszy św. o uwolnienie z powodu wyjazdu. Ufam Bogu, że jeszcze nas tam zaprowadzi. Życzę Księdzu i osobom posługującym na tych Mszach św. błogosławieństw Bożych oraz opieki Najświętszej Marii Panny. Bóg zapłać!

    Odpowiedz
  5. jewka

    Był piękny dzień, słoneczny i ciepły tej jesieni…stałam na przystanku czekając na autobus koło kościoła Wspólnoty Jerozolimskiej. Autobusu wciąż nie było , a mnie ;coś” ciągnęło do kościoła, w którym nigdy nie byłam. Poddałam się temu „coś” i nagle znalazłam się w kościele…pięknym…innym niż mój parafialny takim…prostym…a właściwie gołym…tylko krzyż i Jezus…aż tylko !!!! Gdy tak siedziałam i wpatrywałam się w drzewo krzyża koło mnie przeszedł ksiądz i otworzył pokój do spowiedzi (tak to wygląda). Odważyłam się i poszłam. Piękna i dziwna to była spowiedź, raczej rodzaj rozmowy…dialogu, ale takiego” face of face”
    I ta spowiedź uświadomiła mi jak dużo osiągnęłam przez ten rok, dzięki temu, że rok temu postanowiłam zostać na modlitwach o uzdrowienie i uwolnienie prowadzonych przez ks. Jacka!!! Te modlitwy otworzyły mnie na działanie Ducha Św. nauczyły mnie Jego słuchać i słyszeć i doznawać Jego wsparcia. Przez ten rok uczestniczyłam w wielu rekolekcjach i chłonęłam każde słowo Boże w różnych postaciach i cały czas chciałam więcej i więcej i do tej pory nie mam nigdy dość( muszę nadrobić stracony czas) 🙂 Pamiętam jeden z postów ks. Jacka ” Uwierz w to ,że Bóg cię kocha, a wszystko inne przestanie być dla ciebie tak bardzo ważne”. Jestem chora na stwardnienie rozsiane. Jak twierdzą lekarze, w moim przypadku są to powikłania po porodowe, które się ujawniły 20 lat po porodzie?! Ja mam trochę inna teorię na ten temat, bo paradoksalnie moja choroba uchroniła mnie i moje dziecko od dużo większego zła i w tym widzę wolę Bożą!!!Amen

    Odpowiedz
  6. Mariusz

    Niech będzie Pochwalony JEZUS CHRYSTUS.

    Pan mnie uleczył. Zabrał lęk i słabość. Wszystko to jest prawdą. Bóg istnieje i nam pomaga, musimy tylko się zgodzić na jego wolę. Słuchajmy Ewangelii, żyjmy nią i głośmy ją. Jezus wie wszystko najlepiej. Jezus leczy nawet dziś, trzeba się dokładnie przyjrzeć, PAN działa jeśli tylko go szukamy. Jeśli czytasz ten post to zrób choć jedną dobrą rzecz dla BOGA. Tylko BÓG jest prawdą, reszta to iluzja, poza NIM nic nie ma. Jeśli stworzenie jest piękne to o ileż doskonalszy jest jego TWÓRCA. Kochajmy PANA.

    BÓG ISTNIEJE.

    Odpowiedz
  7. Magda

    Ukochany Panie Jezu, pragnę Ci podziękować za uzdrowienie Piotrusia a tym samym dać świadectwo. We wrześniu 2015 r. pojechałam na Mszę Św. z modlitwą o uzdrowienie i uwolnienie do parafii św. Jakuba Apostoła, by modlić się o uzdrowienie z napadów złości i specyficznych zachowań synka, które już długo męczyły nasze dziecko a także bardzo niepokoiły nas rodziców. Synek miał pewnego rodzaju fobie, lęki ( nie wiem jak to nazwać) przed zakładaniem nowych ubrań np. buty, t- shirt, bluza. Po prostu dostawał furii na sam widok nowych rzeczy. Chodził w spodniach i bluzkach, które wyglądały jak przestarzałe, nadawały się już do cerowania i w jednych tylko butach pełnych przez cały rok, nawet latem w upał a każda próba założenia jakiejś nowej pięknej rzeczy kończyła się odmową , bo synek reagował na każdą nową rzecz jak oparzony. No i w sobotę 19 września 2015 r na koniec Mszy Św. padły słowa poznania, że jest tu matka, która modli się za swoje dziecko, które ma ataki… I gdy te słowa zostały wypowiedziane, ja myślałam, że to do mnie i uwierzyłam!!! Ale pani dokończyła poznanie, że chodzi o ataki…kaszlu. W tym momencie, tak mi się zachciało śmiać i w sercu powiedziałam Jezusowi, ale Panie Jezu ja już uwierzyłam, że Ty uzdrowiłeś Piotrka, myślałam, że Ty mówiłeś do mnie a to o inne poznanie chodziło, ale początek był ten sam, a ja już uwierzyłam, bo tak bardzo chciałam byś go uzdrowił !!! To była sobota wieczór a poniedziałek rano synek szykuje się do przedszkola, ja wyjmuje piękną nową bluzkę, której do tej pory nigdy nie chciał założyć, położyłam obok niego i odeszłam po czym słyszę:” Mamusiu, jaka piękna bluzka!” Zapłakałam z radości, od tamtej pory zakłada już nowe buty, nowe bluzki, nie ma z tym już problemu ( oczywiście ma swoje preferencje co do ubioru, ale mieszczą się one w normie). Nawet panie w przedszkolu pytały, a co mu się stało, że zaczął tak nagle zakładać inne bluzki i skarpetki, a ja im na to, że MODLITWA PODZIAŁAŁA. ( swego czasu były podejrzenia zaburzeń integracji sensorycznej u dziecka). Mam również opinię psychoterapeuty, psychologa, pedagoga specjalnego, że synek jest zupełnie zdrowy ( opinia aktualna z listopada 2015) . CHWAŁA TOBIE PANIE JEZU CHRYSTE!!!

    Odpowiedz
  8. Marzanna

    Staram się uczestniczyć we wszystkich mszach o uzdrowienie i uwolnienie w parafii św. Jakuba w Warszawie. Zapotrzebowanie jest ogromne, a ja mieszkam blisko kościoła i staram się pomagać jak potrafię (choćby wpisywaniem próśb na karteczkach) i modlitwą. Zwykle wrzucałam do koszyka stertę karteczek z prośbami o uzdrowienie/uwolnienie osób bliskich, przyjaciół i ich znajomych (nawet zza granicy). Tymczasem uzdrowienie przyszło do mnie. Osoba „rozpoznająca” mówiła o uzdrowieniu z alergii pokarmowej, które będzie następować powoli, sukcesywnie. Nie mogłam uwierzyć, bo to przecież chodziło o mnie. Być może we mszy św. uczestniczyły inne osoby z tym samym problemem, ale wyraźnie czuję, że proces uzdrawiania rozpoczął się właśnie u mnie. Chwała Panu !!!

    Odpowiedz
  9. A.

    Świadectwo to chciałam zachować dla siebie, ale ponieważ Księdzu Jackowi zależy na tym aby świadectwa się pojawiały zdecydowałam się tym podzielić ku chwale Pana.
    Przez wiele lat byłam dotknięta ciężką nerwicą. Moje życie odkąd pamiętam było trudne, dotknęły mnie bardzo bolesne wydarzenia w dzieciństwie i w okresie dorastania. Przez lata nauczyłam się zakładać maski, ale były one już nie do udźwignięcia, doszło do tego że lęki nie pozwalały mi unieść zwykłych sytuacji dnia codziennego. Paradoksalnie wycofywałam się z życia i zwalało mi się na głowę coraz to więcej sytuacji powodujących zamykanie się na innych ludzi i brak wybaczenia. Dziś wiem, że to nie był przypadek. Dusiłam się i łaknęłam sprawiedliwości odwracając się od ludzi. Pan Bóg cały czas mnie prowadził, dziś to wiem i w głębi duszy czułam to cały czas. Zaczął mieszać w moim życiu, tak że „uderzyłam o dno”. Zawsze chodziłam do kościoła, ale moja wiara była jak suchy liść. Miałam pretensję do Pana Boga i innych ludzi dlaczego są obdarzani łaską wiary, a moja kończy się na progu kościoła, gdy wychodzę na ulicę. Nie umiałam zawierzyć Panu, zbyt się bałam. Jestem pewna, że za moimi lękami czaił się szatan. W końcu postanowiłam poprosić Pana Boga o pomoc i oddać się w jego ręce. Czułam że już dłużej nie wytrzymam w tym stanie i spróbuję. Poprosiłam Pana Jezusa aby pomógł mi się podnieść i mnie poprowadził. Zawierzyłam mu swoje życie.
    No i się zaczęło. Był to splot serii dziwnych wydarzeń które zaprowadziły mnie najpierw na krótką rozmowę do Księdza Jacka i na Mszę o uwolnienie. Temat Mszy już sam w sobie napawał mnie lękiem. Był to dla mnie trudny czas. Kluczowym momentem była dla mnie decyzja, że oddaję wszystko Panu Bogu, całe moje życie i jestem ze sobą szczera aż do bólu. Aby się przygotować do Mszy poszłam do spowiedzi, ale takiej dogłębnej z całego mojego życia. Już wtedy poczułam się zupełnie inaczej, jakbym zrzuciła z siebie gniotący mnie głaz. Wiele razy spowiadałam się, ale było to zawsze letnie i asekuracyjne z mojej strony. Teraz było inaczej.
    Poszłam na Mszę o uwolnienie, to był listopad i w czasie jej trwania zdarzyło się coś nadzwyczajnego. Może wydawać się to nieprawdopodobne, ale nagle w jej trakcie zdałam sobie sprawę jak szatan mnie zapędził w całym moim życiu. Jak zagrał na wszystkich moich lękach i zranieniach. Jak bardzo mnie oszukał i skierował nienawiść ku ludziom. Doprowadził do tego że nie umiałam przebaczyć nikomu kto mnie zranił, ani też sobie. Zamykałam się na innych ludzi .To było jak grom i oświeciło mnie. Do tej chwili nie widziałam tego problemu. W czasie nabożeństwa i wzywania Ducha Świętego poczułam uderzenie gorąca rozchodzącego się po całym ciele. Płakałam, bo zobaczyłam jak zabrnęłam w ciemną zamkniętą uliczkę raniąc dokoła ludzi i zamykając się na miłość. W ogóle nie myślałam już o moich problemach zdrowotnych i nerwicy. Poczułam jak Jezus mnie kocha i jak o mnie walczy. Zrozumiałam, że muszę to wszystko wyprostować i to natychmiast.
    Msza była w wigilię Uroczystości Chrystusa Króla Wszechświata w listopadzie. Od niedzieli zaczęłam wszystko prostować. Wybaczyłam sobie i poprosiłam o wybaczenie wszystkich od których się odwróciłam. Lista była długa… W tym czasie mało spałam, za to dużo się modliłam. Był to wspaniały czas, czułam jakbym unosiła się w powietrzu, chociaż to były przecież trudne chwile. Nikt z osób do których przyszłam mnie nie odrzucił. Dziś wiem, że bez pomocy Pana Boga człowiek nie umie wybaczyć. Był taki moment kiedy zastanawiałam się nad tym co się właściwie ze mną się dzieje. Wydawało mi się, że chyba zwariowałam. Przestraszyłam się tej myśli, ale zrozumiałam, że jeśli oszaleję z Panem Bogiem to trudno, niech i tak będzie 🙂
    Dopiero po tygodniu czy dwóch tygodniach tego niezwykłego stanu zdałam sobie sprawę, że nie odczuwam symptomów nerwicy: ciągłego niepokoju i lęków, stałego umęczenia, kołatania serca i przerażenia… Bałam się że ten stan minie i znów wszystko wróci do normy, ale tak się nie stało. Zaczęłam się dużo modlić, rozważać Ewangelię i czynię to nadal. Teraz już te treści i rozważania towarzyszą mi w ciągu dnia. Ogromnym wsparciem była dla mnie mój Mąż który przeszedł ze mną przez to wszystko.
    Doznałam uzdrowienia. Dziękuję Panu. Nie wiem co będzie dalej. Uczę się żyć od nowa. To nie jest łatwe, ale wspaniałe. Wiem że jeszcze nieraz upadnę. Wiem też, że nie jestem sama. Wiem, że sama bez Pana Boga, bez Jezusa Chrystusa nic nie mogę. Ufam Panu.
    Przyszłam w listopadzie na Mszę o uwolnienie po raz pierwszy. Moje życie się zmieniło, przebaczyłam i zostałam uzdrowiona, teraz przychodzę aby modlić się w intencji innych ludzi.
    Chwała Panu!!!

    Odpowiedz
  10. M. i J.

    Szczęść Boże!
    W parafii p. w. Św. Jakuba byłam pierwszy raz na Mszy Świętej i modlitwie o uzdrowienie/uwolnienie w październiku 2015 r. Wybrałam się tam razem z Mężem. Byliśmy po bardzo bolesnych doświadczeniach, które pojawiły się, w naszym „świeżo upieczonym” małżeństwie. We wrześniu nastąpiła dla nas niewyobrażalna strata – poroniłam pierwszą ciążę. Bardzo długo nie mogłam pogodzić się z zaistniałą sytuacją. Miałam żal do wszystkich i do wszystkiego, ale najbardziej do siebie.
    Podczas Mszy Św. wiele razy miałam szkliste oczy, jednak powstrzymywałam się od łez. Jednocześnie cały czas czekałam na jakiś znak od Boga. Na kartce zapisałam intencję, którą nosiłam (i noszę) w sercu.
    W trakcie indywidualnego błogosławieństwa, osoby posiadające dar charyzmatu, mówiły o swoich widzeniach. Gdy byłam już bardzo blisko ołtarza, usłyszałam jak jedna z kobiet mówi, że widzi malutkie dziecięce buciki. Odbiera to jako znak dla młodego małżeństwa, które zostanie obdarowane potomstwem, wtedy gdy nadejdzie odpowiednia pora.
    Wiedziałam, że dotyczy to właśnie nas i nie mogłam już powstrzymać łez. W momencie, gdy kapłan udzielał mi błogosławieństwa również bardzo płakałam. Jednocześnie czułam, że z moich barków zostaje zdjęty ciężar, który ze sobą przyniosłam. Dosłownie poczułam się lżejsza i spokojniejsza. Moje serce przepełniła nadzieja, że nie jesteśmy sami w naszym bólu. Wiedziałam, że Bóg widzi nasze cierpienie i wynagrodzi nas najpiękniejszym skarbem, tylko musimy cierpliwie czekać.
    W chwilach zwątpienia przypominam sobie to wydarzenie i z ufnością w Panu czekamy na ten radosny dzień.
    Chwała Panu!

    Odpowiedz
  11. Aneta

    Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus !
    Chciałam złożyć świadectwo z tego, co Bóg dokonał w moim sercu podczas jednej z Mszy o Uzdrowienie i Uwolnienie, w styczniu 2016 roku.
    Od początku Mszy zaczęło mnie ‘boleć’ serce … Nawet pamiętam pomyślałam, że to nie najlepsze miejsce, aby mieć zawał serca, bo jak upadnę to ludzie będą myśleli, że mam spoczynek w Duchu Świętym. Podczas późniejszej modlitwy o uwolnienie i uzdrowienie było o przemianie wody w wino, modlitwa o cud. Ksiądz nas poprosił, abyśmy na 5 minut zamknęli oczy i rozmawiali z Panem, abyśmy mu przynieśli nasze stągwie, prosili o cud przemiany w wino. Ofiarowałam Panu wtedy te góry modlitwy, pielgrzymek i rekolekcji, które od paru lat składam. Miałam wrażenie jakby Pan pytał się w moim sercu, czy naprawdę tego chcę, co ja potwierdziłam. Wtedy jakbym usłyszała słowa „Niech tak się stanie”. Serce cały czas ‘bolało’, i bolało nawet potem jak wracałam do domu, miałam wrażenie jakby Pan coś wyrywał z mojego serca, jakiś chwast. Następnego dnia, kiedy modliłam się i próbowałam to zrozumieć, nagle doszło do mnie, że pan wyrwał z mojego serca taki chwast ‘goryczy’. Wiedziałam, że od wielu lat miałam coś takiego, nie wiedziałam skąd ani kiedy dokładnie się pojawiło, ale widziałam, że kiedyś potrafiłam się śmiać pełnią serca i dużo żartować, a od jakiegoś momentu to gdzieś zamarło. I tego właśnie dokonał Pan tej nocy, chociaż o to nie prosiłam, ale widać było to potrzebne do moje dalszej drogi i pełnego uzdrowienia i uwolnienia. Gorycz to smutek pomieszany z rozczarowaniem. W Liście do Efezjan czytamy: „Niech zniknie spośród was wszelka gorycz, uniesienie, gniew, wrzaskliwość, znieważenie – wraz z wszelką złością.” Tak, gorycz jest takim zaczynem, trucizną, chwastem, który powoli rozrasta się w sercu.
    Nie mam już tego chwastu, Pan go wyrwał z mego serca. Zaczęłam się znów śmiać całym sercem, przez kolejny tydzień żartowałam dosłownie ze wszystkiego. Znów śmieję się z siebie, jest ta radość w pełni. Wino, o które prosiłam ofiarowując stągwie wiem, że już czeka na mnie. Jeszcze go nie widziałam, ale ufam i wierze Panu, bo On jest Bogiem wiernym.
    Chwała Panu !

    Odpowiedz
  12. Barbara Dymecka

    Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
    Uzdrowione kolano.
    Prawie całe swoje dotychczasowe, dorosłe życie spędziłam bez sakramentów świętych, zajmując się tylko sprawami doczesnymi. Do mojej rodziny, do mojego małżeństwa wkradła się wrogość i nienawiść. Szatan niszczył moje życie. Osiem lat temu pojechałam na narty aby towarzyszyć mojemu mężowi z nadzieją na poprawę naszych relacji. Już pierwszego dnia złamałam nogę (mimo, że dobrze jeździłam), skomplikowana operacja, gips do bioder-mąż wyprowadził się z domu zostawiając mnie bez pomocy, z niedokończonym domem po budowie, bez środków do życia z synem, który jeszcze się uczył. Po długotrwałym leczeniu zwolnili mnie z pracy. Miesiące w gipsie, lata rehabilitacji i po pięciu latach znowu złamałam to samo kolano, tego samego dnia. Lekarz w szpitalu powiedział, że nie życzy sobie aby jego pieniądze wydawać na moje leczenie-ja też płacę składki. Zwróciłam się o pomoc do znajomego lekarza z poprzedniego leczenia, zgodził się na wizytę, potem wykrzykiwał, że zajęty, nie ma czasu, że ludzie są bezwzględni (bo proszą lekarza o pomoc?), upokarzające badanie-nie chcę już pomocy lekarzy. Znowu gips, kule, wózek, choroba zakrzepowa, zastrzyki, rehabilitacja.
    Panie Boże nie mam siły, nie dam rady. Święty ojcze Pio dopomóż, ratuj. Święta Faustyno wstaw się za mną. Moje kolano z wieloodłamowym złamaniem, ani się nie rozsypało, ani się nie zrosło. Krótka rehabilitacja i powrót do codzienności. Sama uprawiam ogród i dźwigam ciężkie worki, często ponad siły. Po kilku miesiącach poleciałam samolotem na Beatyfikację Jana Pawła II i Jana XXIII, miałam stabilizator do pomocy. Po roku od złamania pojechałam do Medjugorie, bez stabilizatora- przecież jadę do Matki Bożej i sama weszłam na górę Kriżevac. Pod figurą Chrystusa Zmartwychwstałego prosiłam o uzdrowienie mojej nogi. Maryja przysłała do mnie osoby, które mi pomogły. Nie wyśmiewały i nie wysyłały do psychiatry gdy mówiłam, że zły duch mnie zadręcza chorobami, zapachami, hałasem, zrywa mi medalik z szyi, włącza mi piec latem, budzi mnie w nocy, nasyła na mnie sąsiadkę, która złorzeczy; widzisz jak Pan Bóg Cię pokarał, dobrze Ci tak i polewa mnie wodą z węża ogrodowego gdy przechodzę obok i nie mogę odskoczyć, itp, itd. Dowiedziałam się, że są modlitwy o uwolnienie i ksiądz egzorcysta. Pojechałam na Bednarską, poprosiłam księdza o modlitwę, ale nie uwierzyłam w moc modlitwy. Zło się wścieka, głośno ryczy*, potem inaczej, jakby obok. Przez rok jeździłam na Msze św. z modlitwą o uzdrowienie i uwolnienie i na rekolekcje. Pan Jezus zdejmował ze mnie różne bóle i ciężary. Niby przypadkiem przeczytałam, że są Msze św. z modlitwami o uzdrowienie w parafii św. Jakuba. Przyjechałam w październiku, potem w grudniu i w styczniu usłyszałam, że jest grupa osób zapatrzonych tylko w swoje sprawy i nieszczęścia tak bardzo, że nie zauważyły nawet, że są wolne. Łańcuchy, którymi byli spętani są rozkute. Nie od razu do mnie dotarło, może w drodze do domu zrozumiałam, że to też ja. Zobaczyłam inną prawdę, byłam zdumiona, jakby ktoś ukradł moje życie, mój czas. Przez dwa-trzy tygodnie płakałam, czytałam, modliłam się i znowu płakałam. Docierały do mnie fakty o których nie miałam pojęcia, nie wiedziałam nawet, że Pan Jezus przekazał orędzia Rozalii Celakównie, aby Nas-Polskę uratować. (Dlaczego wcześniej nikt mi nie powiedział?)
    Sześć lat nie rozmawiałam ze swoim mężem, nie chciałam Go znać, nie potrafiłam przebaczyć. Ugrzązł w błocie moralnym, pławi się w brudzie całego świata i uważa, że to wszystko Pan Bóg Jemu podsyła, aby mógł brać życie „całymi garściami”.
    Na początku lutego zaczęłam odmawiać Nowennę Pompejańską za mojego męża. Na Mszy św. 20 lutego Pan Jezus powiedział, że chce uzdrowić moje kolano, które złamałam w czasie jazdy na nartach, i właśnie je uzdrawia.

    I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy…

    Nie pamiętam, czy wychodząc po modlitwie z kościoła trzymałam się poręczy, czy zeszłam centralnie po schodach, ale dwa dni potem zbiegałam ze schodów i aż się obejrzałam ze zdziwienia. Po ośmiu latach kuśtykania zbiegam ze schodów (hop,hop,hop), zdrętwienie ustąpiło, chrobocze coś w kolanie, pekają jakieś stare zrosty, odbudowuje się mięsień, który był w zaniku i ścięgna bez żadnej rehabilitacji. Nie odczuwam już zmiany pogody. Deszcz mnie zaskakuje i za każdym razem wzbudza moją radość, a sąsiadka zniknęła kilka miesięcy temu, nie ma jej.
    W marcu też byłam na Mszy św. w parafii św. Jakuba dla Pana Jezusa, ale chyba też dla uświadomienia sobie, że Msze św. odprawia ten sam ksiądz, który modlił się nade mną ponad rok temu.

    Dziękuję Panie Jezu Chryste. Kocham Ciebie. Jesteś moim Panem i Jedynym Władcą. Jezu Ufam Tobie.
    Dziękuję Kochana Maryjo, Matko Boża, i nasza.
    Dziękuję Wam Wszyscy Święci, których prosiłam o pomoc.
    Dziękuję ks. Jackowi Fijałkowskiemu.

    Z Panem Bogiem
    Basia

    *zapożyczone z tomiku wierszy T.Kruszewskiej „Listy z Krzyża do Ciebie”

    Odpowiedz
  13. Aliss4455

    Będąc w Niemczech poznałam fajnego chłopaka. Adorował mi, widziałam, że podobam Mu się, no cóż bałam się ale zaczęłam się bardziej do Niego przekonywać, zdecydowałam, że dam Mu szansę, zbliżał się mój wyjazd a ja miałam mętlik w głowie, cóż miałam zrobić, tyle km miało nas dzielić, nie sądziłam, że może to przetrwać, to była taka krótka znajomość, ale i On coraz bardziej podobał mi się. No i nadszedł ostatni tydzień mojego pobytu a On znikł, hm czułam się źle, bo chciałam spędzić te ostatnie chwilę z Nim. Nie znałam powodu Jego nieobecności, miałam różne myśli, no i nadszedł przeddzień mojego wyjazdu a Jego nadal nie było, czułam się fatalnie. Tyle Jego obietnic, wydawało mi się, że były szczere, wiązał wiele planów ze mną, nie byliśmy sobie obojętni, no i jedno przeczyło drugiemu, gdzie był, tyle czekałam, aż w końcu postanowiłam, że dowiem się o co chodzi. Poszłam Go odszukać i prosto w oczy zapytałam dlaczego w taki sposób ze mną postępuje, dlaczego nagle jestem Mu obojętna, w odpowiedzi usłyszałam abym wyszła i trzasnął drzwiami. No to było przykre, a ja głupia chciałam Mu dać szansę, bolało mnie to:( Wracając byłam w rozterce, nie byłam w stanie nic zjeść ani wypić, i ciągle miałam to samo pytanie: Dlaczego?co ja takiego zrobiłam?nagle uznał, że nie chce mnie skrzywdzić, a właśnie to zrobił! Prosiłam Pana Jezusa o siłę, pamiętam, że wypowiedziałam pewne słowa, że nie ma miłości, a jeśli jest to jest czymś najgorszym co może spotkać człowieka, bo wiąże się tylko z cierpieniem. Jeszcze w tym samym tygodni wybrałam się z przyjaciółką na Mszę z modlitwą o uzdrowienie i uwolnienie, na Mszy usłyszałam słowa poznania, które bardzo mnie poruszyły, dotyczyły kobiety, która w ostatnim czasie została skrzywdzona przez mężczyznę, a to spowodowała, że nie wierzy w miłość, ale Jezus ma przekaz dla Niej, bowiem miłość Ją czeka. Pan Jezus przyszedł mi z pokrzepieniem tak szybko, poczułam się kochana i otoczona opieką, wyszłam z tego miejsca z nadzieją. To co mnie spotkało to nic w porównaniu z tym co spotyka Was, ale wierzę mocno, że zostałam uzdrowiona i napełniona, mój smutek został wyparty przez radość, moja nienawiść przez przebaczenie. Cierpliwie czekam i ciągle dziękuję, za opiekę i pomoc. Chwała Panu

    Odpowiedz
  14. Anna

    Szczęść Boże,
    w dniu 21 maja byłam na Mszy Św z modlitwą o uzdrowienie i uwolnienie. Podczas kazania ksiądz zwrócił uwagę iż jeśli doświadczymy pomocy Boga należy się tym faktem dzielić..dlatego dziś postaram się przedstawić moje świadectwo.
    Mieszkam pod Warszawą więc droga do pl. Narutowicza zajmuje mi godzinę autem. Na Mszę Św jechałam by prosić o łaskę uwolnienia dla mojego syna, nie dla siebie. Sytuacja którą omówienie poniżej była dla mnie bardzo trudna i zdecydowanie potrzebowałam pomocy. Na poprzednią Mszę Św nie dojechałam bo w trasie zespół mi się samochód . Wtedy zrozumiałam że same dobre chęci nie wystarczą. .że mój wyjazd do Warszawy muszę poprzedzic modlitwą bym dotarła do kościoła. W maju dzień przed sobotą dostałam wysokiej temperatury..znowu kolejna przeszkoda bym mogła pomodlic się w intencji syna.Ofiarowałam ten mój zły stan zdrowia Bogu z prośbą bym dała radę. Stanowczo powiedziałam w czasie modlitwy iż nawet z wysoką temperaturą będę jechać z wiarą że dojadę. Chciałam porozmawiać z ksiedzem egzorcystą o moim problemie i to też ofiarowałam Bogu..prosząc Boga, że jeśli moja wiara jest za słaba jeśli potrzebny jest egzorcyzm niech Bóg prowadzi mnie niech otwiera drzwi by ratować mojego syna.
    Mój problem zaczął się gdy syn poznał dziewczynę. Syn był dobrym dzieckiem, z dużą empatią do ludzi zwierząt. Miał zawsze bardzo dobre zachowanie w szkole..nie pił alkoholu nie palił i zawsze zdecydowanie mowił NIE uźywkom itp. Miał dużo przyjaciół znajomych. Był zawsze gotów do pomocy i takiej praktycznej i duchowej..miał czas na rozmowę z drugim człowiekiem. Widzialam jak wspierał wielokrotnie przyjaciół w problemach. Planował iść na Akademie Medyczna by leczyć ludzi. Marzył o wyjedzie na misje po studiach. Bez problemu mineła szkoła podstawowa, bez problemu skończył gimnazjum i teraz w szkole średniej też było dobrze..i pewnego dnia w autobusie poznał dziewczynę. .już pierwsze informacje o niej były dla mnie niepokojące i nie rozumiałam dlaczego mój syn brnie w tą znajomość mimo iz wszystkie informacje nawet on powinien uznać za szkodliwe..Mie było to zakochanie a bardziej wygladało na jakąś hipnozę jakieś uzależnienie od myślenia tej dziewczyny.
    (…) Syn stopniowo zerwał kontakty z przyjaciółmi, przestał jeździć na rowerze..nie trafiał też do szkoły. (…) Powiedział też że dziewczyna jest całym jego światem i niczego i nikogo wiecej mu nie potrzeba.Zmienil też myślenie co do swojej przyszłości medycyna to nie jest dobry zawód. .za mało pieniedzy się zarabia itd.
    (…)
    Ksiadz skierował mnie do poradni psychologicznej. Wtedy 21 maja przed Msza Św powiedziałam „Jezu mój syn nie potezebuje psychologa moj syn potrzebuje uwolnienia tylko Ciebie Jezu..Panie jeśli się mylę a Ty dzis nie odgonisz tego zła to pójdę do psychologa..”
    W niedzielę syn normalnie ze mną rozmawiał..poszedł jak kiedyś na rower.. wieczorem zapytałam czy nie jedzie do dziewczyny??..Odpowiedział, że ona dziś nie ma czasu. .Syn w następnych dniach spotykał się z przyjaciółmi, znowu robił zdjęcia, jeździł na rowerze.. jedyna odpowiedź od syna to, że dziewczyna ciągle nie ma dla niego czasu..Cudownie, że syn tego za bardzo nie przeżywa. .wręcz przeciwnie widać że odzyskał radość, chęć działania. Jedynie to teraz ma sporo zaliczania w szkole i trochę nie wie dlaczego. ostatnio retorycznie zapytał „jak ja mogłem do tego dopuścić? ”
    Odnoszę wrażenie jakby nic nie pamiętał z tych 5 miesięcy. .bardzo to dziwne ale tak jakby ten czas był po za jego świadomością. .a dziewczyna przestała istnieć w jego życiu i nawet tego nie zauważa. Nie zaczynam rozmowy nie chcę niczego przywoływać. Odeszło i nich nie wraca.
    Wierzę, że doświadczyłam miłości Boga. .uzdrowienia. .Dziękuję Bogu. .dziękuję Jezu..
    Dziękuję za wolność duchową moje gosyna..
    Chwała Panu na wieki…

    Odpowiedz
  15. Ula

    Ponad dwa lata temu poroniłam. Od tamtego czasu jeszcze bardziej chciałam mieć i starałam się o dziecko. Z każdym dniem moje pragnienie wzrastało, byłam coraz bardziej rozczarowana i zniecierpliwiona. Na jednej z mszy świętych z modlitwą o uzdrowienie i uwolnienie na pl. Narutowicza usłyszałam słowa, że na mszy jest małżeństwo, które chce mieć potomstwo i Pan Jezus mówi do nich, że będą mieć dziecko wtedy, kiedy On będzie tego chciał. Poczułam wtedy ogromną radość i pokój, jakby wielki kamień spadł mi z serca. Uświadomiłam sobie, że choć już wiele razy oddawałam Panu Jezusowi swoje życie, to pragnienie posiadania dziecka było we mnie tak silne, że nie przyjmowałam Jego woli w tej sferze. Po usłyszanych przeze mnie słowach oddałam to pragnienie Jego woli i poczułam ogromną radość z tego, że moje dziecko przyjdzie na świat w wybranym czasie przez mojego Pana i Zbawiciela.
    Po kilku miesiącach Pan uzdrowił mnie po raz kolejny, tym razem z bólu gardła. Przed mszą miałam powracające co kilka dni bóle gardła. Ból męczył mnie od miesięcy i nie mogłam go niczym doleczyć. W zasadzie to się już do niego przyzwyczaiłam i na mszy wcale nie myślałam o tym, że mnie coś boli i tym bardziej nie prosiłam o uzdrowienie z tego bólu. Z tego względu uzdrowienie było dla mnie wielkim zaskoczeniem. Chwała Panu za wszystkie rzeczy, które mi uczynił!

    Odpowiedz
  16. Agnieszka Zygmunt

    Bo jak się okazuje to dopiero początek.
    Wydawało mi się, że modlitwa o uzdrowienie potrzebna jest mojemu dziecku. Od 7 lat walczymy z jego chorobą. Gdy tylko dowiedzieliśmy się, że nasz pierworodny jest zamknięty we własnym świecie i nie bardzo chce być razem znami,że nie mówi nic do nas, nie komunikuje się, pierwsze myśli kierowały się o uczestnictwo w modlitwie o uzdrowienie. Udało się to dopiero wiosną tego roku, gdy o jego uzdrowienie modliła się babcia. Czułam, że to jednak za mało i nie o to chodzi Bogu. Przez te 7 lat biegając z terapii na terapię, trafiając naprawdę do różnych ludzi którzy mieli nas leczyć docierało do mnie, że gdy dziecko choruje, to od matki należy zacząć. I stało się.
    W październiku stanęliśmy na modlitwie o uzdrowienie z tym że intencja zupełniej inaczej brzmiała. Byliśmy oboje, ale prośba była o moje uzdrowienie, o drogę jak z upartej i walczącej o powrót do zdrowia matki, stać się kochającym rodzicem. Tego nam brakowało. Terapie, leczenie, kolejne terapie, innowacyjne metody były ważniejsze niż zwykle „kocham Cię jaki jesteś”. Gdy dziecko choruje, choruje także cała rodzina. Jest na czworo.
    Gdy weszliśmy już na Mszę Świętą czułam jak nogi mocno przykleiły się do podłogi. Bez trudu i z nogami mocnymi jak posąg przestałam całą Mszę. Wewnątrz totalna lekkość. Na modlitwie o uzdrowienie niesamowite było to,że Młody nie znając żadnych pieśni, czytał i recytował słowa jakby robił to kolejny raz. A mnie łzy napływały do oczu i napełniały szczęściem. Gdy kapłan po raz drugi zbliżał się z Panem Jezusem i był już tuż obok, za plecami poczułam gorąco. Krótkie i intensywne ciepło w klatce piersiowej. Gdy wyszliśmy na ulice, mimo zimna i późnej pory mieliśmy doskonałe nastroje. I zaczęło się.
    Z pomocą Ducha Świętego poznaję miłość matczyną na nowo. Jest chęć i czas na modlitwę, na dobre słowo, a synek chętniej całymi zdaniami w zamian komunikuje się z nami. Nie obwiniam jużPana Boga za chorobę. Bo tu nie chodziło o syna, ale relacji w rodzinie o kilka pokoleń wstecz. Zrozumiałam to bo sięgam od tej chwili do Pisma Świętego, do świadectw ludzi którzy odnaleźli Boga. Potrafię Go słuchać i wreszcie rozumiem że Jezus jest Przyjacielem. Jak się okazało to poważniejsza sprawa. Otrzymałam dar rozumienia nauki Jezusa, prosiłam także i o to. Co najważniejsze potrafię jadąc samochodem powiedzieć „Chwalę Cię Jezu, miłuję Cię.”
    Mam podwójną misję, bo jestem też odpowiedzialna za wychowanie innych dzieci, jako nauczyciel. Ale napełniona Duchem Świętym potrafię wreszcie opowiadać im o miłosierdziu Boga i Jezusa. Mali i zagubieni we współczesnym świecie chłopcy przesiąknięci przemocą gier potrzebują dobrych treści. Wcześniej nie było mowy. Liczyły się ziemskie sprawy. Teraz pędzę do biblioteki i wybieram dla nich książki katolickie, a oni zaciekawieni czytają i słuchają.
    Moja rodzina dostała nową drogę i jak się okazało choroba naszego syna jest mapą, którą musimy nauczyć się czytać. To dopiero początek, ale mamy co robić.
    W zaledwie 3 tygodnie….
    Zaufaj Panu już dziś
    A.

    Odpowiedz
  17. Justyna

    Szczęść Boże!

    Chciałabym się podzielić moim świadectwem po Mszy św. o uzdrowienie i uwolnienie z dnia 19 listopada 2016 roku. Przyjechałam do kościoła św. Jakuba Apostoła z garścią intencji, ale przede wszystkim z pragnieniem ogłoszenia Jezusa moim Królem i Panem.

    Nigdy wcześniej nie miałam aż tak nagłego pragnienia. Zdecydowałam się na uczestnictwo w tej Mszy św. ok. godziny przed jej rozpoczęciem, a na dojazd miałam pół godziny. Przyjechałam niemalże przybita diagnozami lekarskimi dotyczącymi dziecka, które noszę pod moim sercem. Chociaż wierzyłam, że Jezus je uzdrawia, to upadałam za każdym razem, gdy lekarz mówił: „Takie dzieci umierają”, „Nie donosi Pani tej ciąży”, „Dziecko ma poważną wadę genetyczną”, „Gdyby mi Pani wcześniej pokazała usg z 11-tego tygodnia z tak dużą przeziernością karkową, to dawno byłaby Pani po amniopunkcji i byłoby po problemie”… Te słowa przygniatały mnie z ogromną siłą. Jezus mnie podnosił, ale po jakimś czasie znów dawałam się przygnieść. Oddałam moje dziecko i jego zdrowie Jezusowi i Maryi.

    Podczas Mszy św. i modlitw o uwolnienie Jezus bardzo mnie dotykał. Nie miałam wątpliwości, że jestem zanurzana w łasce Bożej. Doświadczyłam też spoczynku po nałożeniu rąk przez kapłana, podczas którego Pan wlał we mnie radość i pokój. Długi czas utrzymywał się we mnie ten stan. Gdy jednak zrobiłam badanie DNA dziecka i czekałam na wyniki prawie 2 tygodnie, mój stan ducha systematycznie się pogarszał. Najgorsze było dla mnie czekanie. Przepraszam Jezusa, że tak mało Mu ufałam w tym czasie. A dziś okazało się, że wyniki są prawidłowe! Mój synek nie ma żadnej wady genetycznej! Chwała Panu! Nie da się opisać radości, jaką odczułam po otrzymaniu tych wyników. Bóg jest tak dobry! Lituje się nad nami nawet wtedy, gdy upadamy i nie potrafimy Mu zaufać do końca. Wierzę, że dalsze badania również potwierdzą, że dziecko jest zdrowe, a czeka nas jeszcze usg połówkowe i echo serca.

    Poza tym nawet nie prosiłam Boga na tej Mszy św. o uzdrowienie mnie z nadciśnienia. W pierwszej ciąży miałam nadciśnienie ciążowe i brałam dużo lekarstw. Obecnie wprawdzie nie zdiagnozowano u mnie nadciśnienia, ale podczas każdej wizyty lekarskiej miałam bardzo wysokie ciśnienie. Gdy byłam zdenerwowana, ciśnienie również bardzo szybko rosło. Dlatego lekarze namawiali mnie na rozpoczęcie leczenia jako profilaktykę nadciśnienia ciążowego, by zapobiec odklejeniu się łożyska. Nie zgodziłam się na terapię ze względu na możliwe skutki uboczne (np. krwotok u dziecka). Aż tu nagle po Mszy św. o uwolnienie dotarło do mnie, że nie mam już tego problemu. Zarówno w gabinecie lekarskim, jak i w domu – w różnych momentach – ciśnienie tętnicze mam prawidłowe lub wręcz niskie. Chwała Panu!

    Długi czas borykałam się też z problemem atopowego zapalenia skóry nóg i rąk. W ciąży objawy bardzo się nasiliły – do tego stopnia, że nie mogłam spać, drapiąc skórę. Bardzo prosiłam Jezusa, żeby się nade mną zlitował, gdyż dermatolog nie mógł mi pomóc żadnymi maściami sterydowymi w ciąży. Ufam, że Pan odbiera mi tę dolegliwość stopniowo. Właściwie nie ma prawie śladu AZS na rękach, ale nogi wciąż nie wyglądają dobrze. Niemniej jednak znalazła się osoba, która poleciła mi bardzo dobry krem, który mogę stosować w ciąży i kondycja skóry znacznie się poprawiła. Chwała Jezusowi!

    Oddałam Bogu też operację mojego taty i przebiegła szczęśliwie pomimo dużych obciążeń zdrowotnych (m.in. zaawansowany wiek, zwężone tętnice doprowadzające krew do mózgu oraz nadciśnienie tętnicze). Niech Jezus będzie uwielbiony w moim tacie!

    Nie spodziewałam się też, że będzie słowo poznania odnoszące się do mojego lęku przed późnymi powrotami do domu. To niesamowite, jak Jezus zadziałał właśnie tamtego dnia, gdy miałam sama wracać po Mszy św. Odebrał mi jakąkolwiek obawę. Chwała Panu!

    Niech Bóg błogosławi ks. Jacka i wszystkich posługujących na Mszach św. o uwolnienie!

    Justyna

    Odpowiedz
  18. Magdalena

    Chciałam podziękować za mszę i kazanie która odbyła się. 16.11.17r.
    Długo zastanawiałam się czy to co czuję jest naprawdę jakimś świadectwem ,a może to tylko moje emocje?
    Jadąc na tą mszę przypomniały mi się niedawno usłyszane słowa Proroka Daniela i byłam wdzięczna Bogu za coś czego jeszcze nie doświadczyłam , kierując się takim wewnętrznym przeczuciem przeżycia czegoś wyjątkowego .Tak właśnie było .
    Pierwszy raz słyszałam kazanie które było powiedziane specjalnie dla mnie ,wszystko się zgadzało.Po mszy i modlitwie do Ducha św. poczułam taki zapach kadzidła przez ułamek sekundy i to się później powtórzyło ,a co do owoców to zrealizowałam w pracy to co planowałam od dawna nadal mam wątpliwości co do zmiany w swoim życiu dotyczącej pracy ,napewno widzę u siebie więcej wad niż kiedyś . Może niech to będzie świadectwem że chcę codziennie vwzrastać w Bogu i zrobić coś dobrego dla innych.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.